Sardynia, Cala Portese

cudnie!

8 października 2012; 2 407 przebytych kilometrów




cala portese

Cala Portese - jedna z najpiękniejszych plaż


Na wyspie od razu kierujemy się na sąsiednią wyspę - Caprera. Trochę na czuja, trochę drogowskazami, które jednak potrafią czasem zmylić. Albo nie ma ich wcale, hehehe. I nie działa bynajmniej opcja, że gdy nie ma drogowskazu, trzeba jechać prosto ;) Można na przykład w ten sposób dojechać w jakiś ślepy zaułek. I gdy już się zawróci i z niego wyjeżdża, drogowskaz jest! Śmieję się, że może jakiś zdesperowany właściciel knajpy zrobił tak specjalnie, choć zaułek jest pusty i wyludniony i żadnej knajpy tam nie widać ;)

W końcu jednak udaje się - z La Maddalena na Caprera prowadzi dłuuuugi most.
Stefano chce jechać do muzeum rezydencji Garibaldiego. Jednak okazuje się, że dziś muzeum jest zamknięte - poniedziałek. Ale choć widoki z tego miejsca są niezłe.

Zawracamy w poszukiwaniu jakiejś plaży. I trafiamy do małego portu - Stagnali. To małe, spokojne i ciche miejsce. Jest tu muzeum z minerałami i do tego muzeum morskie. I jakieś video o delfinach (jedno 2,50 euro, wszystkie - 4 euro). Już jestem gotowa wejść, ale okazuje się, że było czynne tylko do końca września. Szkoda, bo to akurat mogłoby być interesujące.
Jest tu też jakiś stary wojskowy budynek. Sporo ich tu zresztą w okolicy.

Jedziemy dalej w poszukiwaniu plaży. I trafiamy do bardzo pięknego miejsca. Droga wiedzie do Punta Rossa - półwyspu zamykającego wyspę od południa. Droga wije się ponad brzegiem. Widać stąd pięknie Sardynię.
A plaża jeszcze piękniejsza! Cala Portese. Znów ten błękitny kolor i prawie zero ludzi. W zatoce kotwiczy żagielek. To wszystko sprawia, że znów czuję się jak w pięknym śnie...
Gdy słońce chowa się za chmurami, szukam muszelek - coś trzeba robić ;) Ale nie ma nic - wszystkie wyjechały z turystami pewnie ;)
Droga asfaltowa w tym miejscu się kończy, autobus też tu zresztą zawraca, dalej prowadzi już tylko gruntówka. Najchętniej bym nią poszła, tak przed siebie, ale czas nam się kurczy. Jedziemy z powrotem, jednak nie długo - w tamtą stronę widziałam jeszcze jedno ładne miejsce i chcę się tam zatrzymać. Trzeba było kawałek dojść. Plaża jest co prawda z kamyków, ale gdy przychodzimy, nie ma nikogo, słychać tylko wiaterek i szum wody rozbijającej się o te kamyczki - cudnie! Są też małe rybki. nie mogę się powstrzymać i choć ręczników nie wzięliśmy - na chwilę przecież tylko ;) to wskakuję popływać :) Bosko!
Po sąsiedzku plaża dla psów, która ma cały długi regulamin. Jest w nim na przykład, że jednemu psu mogą towarzyszyć cztery osoby, hehehe.